Wywiad z Joanną Stogą
Fot. Olga Maria Szelc
PP: Serdecznie gratulujemy wydania Pani pierwszej książki „Las, pole , dwa sobole” zbioru opowiadań o nagłej stracie, odnajdywaniu się w świecie po odejściu bliskiej osoby, o początku i końcu i o nieszablonowym spojrzeniu na cykl życia.
PP: Jaka jest droga od pisania do szuflady do publikacji książki?
Joanna Stoga: Właściwie nigdy nie pisałam z założeniem, że coś ma trafić do szuflady. Marzyłam o publikacji od chwili, gdy zajęłam się pisaniem, tyle że pierwsze próby pokazały mi braki w umiejętnościach. Musiałam podszkolić warsztat, dlatego od początku zwracałam się do innych z prośbą o opinie na temat moich tekstów. Byli to zaprzyjaźnieni pisarze, niekiedy redaktorzy, ale też zwykli miłośnicy danego gatunku. Bardzo pomocne okazały się również kursy pisarskie. Dzięki uwagom tych wszystkich czytelników wiedziałam, nad czym mam jeszcze popracować i raczej starałam się poprawiać dany tekst, niż trzymać go na lepsze czasy. Zdarzały się oczywiście nietrafione pomysły, ale te lądowały raczej w koszu niż w szufladzie. Myślę, że pod tym względem pisarze działają podobnie jak fotografowie. Jedni i drudzy muszą dokonywać selekcji własnych prac i odrzucać te słabsze. Ansel Adams, wybitny amerykański fotograf słynący z genialnych zdjęć krajobrazów, powiedział kiedyś, że w ciemni fotograficznej najpotrzebniejszym sprzętem jest kosz na śmieci. Niestety, zdarza się, że trzeba zrezygnować z czegoś, czemu poświęciliśmy mnóstwo czasu i pracy. To bolesna lekcja pokory, ale nie ma innego wyjścia.
PP: Kto był Pani mistrzem do naśladowania?
Joanna Stoga: Zawsze wykręcam się od odpowiedzi na to pytanie, bo jest zbyt wielu pisarzy, którzy mi imponują, by ich wymienić w takiej rozmowie. Jedni zachwycają mnie biegłością w operowaniu językiem, inni wyobraźnią, a jeszcze inni genialną konstrukcją swoich powieści. Ważna jest też dla mnie literatura faktu, a tam ogromne znaczenie ma temat i często odwaga pisarza. Dlatego staram się czerpać od nich wszystkich, nie stawiając żadnego z nich na piedestale. Na pewno liczy się dla mnie zaangażowanie i uczciwość. Lubię rzetelną pracę i chyba dość dobrze wyczuwam, gdy coś jest pisane nie ze szczerej potrzeby, a dla osiągnięcia zamierzonego efektu. Wtedy również mogę podziwiać, ale raczej głową niż sercem.
PP: Jak wygląda u Pani proces pisania? Tworzy Pani najpierw jakiś szkic fabuły czy raczej pisze Pani „z głowy”?
Joanna Stoga: Przy dłuższych formach mam przemyślaną fabułę. Wiem, co chcę opisać i jakie będzie zakończenie, ale na wstępnym etapie nie dopracowuję tego w szczegółach. Pozostawiam sobie dużo swobody, dzięki czemu wiele może się zmienić. Nie zawsze pierwotny pomysł jest tym najlepszym. Przy krótkich formach piszę „z głowy” i bardzo to lubię, ale biada temu, kto zechce mnie w takiej chwili oderwać od pracy :-).
PP: Skąd czerpie Pani pomysły do swoich opowieści? Szuka ich Pani aktywnie czy może same przychodzą?
Joanna Stoga: Szukam bardziej inspiracji, niż konkretnych pomysłów. Staram się pielęgnować w sobie ciekawość – obserwować świat, nasłuchiwać, otwierać się na nieznane mi dziedziny. Wtedy pomysły same się pojawiają. Bywa też, że piszę pod wpływem konkretnych zdarzeń, jednak na ogół odnoszę się bardziej do emocji, które we mnie wywołały, niż do samej historii.
PP: Jakie jest Pani doświadczenie – łatwiej zacząć czy skończyć pisanie, kiedy przestać poprawiać?
Joanna Stoga: Zacznę od tego, że uwielbiam pisać i cenię sobie wszystkie etapy tego procesu – moment, gdy pojawia się pomysł, potem chwytanie wiatru w żagle, pisanie, które potrafi mnie całkowicie pochłonąć i końcowe doskonalenie tekstu. To ostanie bywa żmudne. Czasem godzinami ślęczę nad jedną stroną, ale cieszy mnie, gdy uda mi się przełamać kryzys, dlatego i ten etap potrafi dać mi mnóstwo satysfakcji. Najtrudniejsze jest więc dla mnie nie samo pisanie, a to, co następuje zaraz po nim, czyli próby dotarcia do wydawcy, zabieganie o czytelników i promocja.
PP: Co było dla Pani najtrudniejsze w procesie pisania tej książki?
Joanna Stoga: Zależało mi na anonimowości moich postaci. Czytelnik nie zna ich imion, a życiorysy dostaje w formie okruchów – taki był zresztą pierwotny tytuł tego zbioru. Każde opowiadanie jest więc trochę jak fotografia – zatrzymuje w kadrze drobny fragment z życia postaci – ale, jak to często bywa z fotografiami, odbiorca nie ma pojęcia, kim są pokazane na niej osoby i może jedynie domyślać się ich emocji.
Miałam nadzieję, że taki zabieg otworzy czytelnika na jego na własne doświadczenia. Teksty miały wywoływać rezonans – obudzić wspomnienia, przywołać lęki i obawy, przypomnieć o tym, co nieuchronne. Jednak takie prowadzenie narracji okazało się nie lada wyzwaniem. Czytelnik musi wiedzieć, kto jest w danej chwili podmiotem, a bez imion łatwo się pogubić. Cyzelowałam więc zdania tak długo, aż byłam pewna, że przekaz będzie czytelny. Myślę, że napisanie takiego opowiadania mogłoby być ciekawym zadaniem na kursach pisarskich :-).
PP: Jaki Pani miała sposób na motywowanie się do pisania?
Joanna Stoga: Nie muszę się motywować. Ja to uwielbiam. Moim największym problemem jest brak czasu na pisanie.
PP: Uczestniczyła Pani w kursach kreatywnego pisania – jak ocenia Pani udział w takich warsztatach, czego można się nauczyć, co dają w praktyce?
Joanna Stoga: Po pierwsze warsztaty i kursy są okazją do spotkania z ludźmi, którzy dzielą ze mną tę samą pasję. Można się wymienić doświadczeniami, podpatrzeć, jak pracują inni i nakręcić się do dalszej pracy. To ważne, bo pisanie jest niezwykle samotnym zajęciem. Z częścią uczestników mam kontakt do dziś. Polecamy sobie książki, wzajemnie się inspirujemy i podpowiadamy sobie, jak nie zginąć na rynku wydawniczym :-). A gdy jeszcze znajomi osiągają sukces, to dopiero mam frajdę. Jestem tak dumna, jakbym sama się do tego przyczyniła, bo to najlepsze potwierdzenie, że wspólnie uczestniczyliśmy w czymś wartościowym :-).
A co zajęcia dają w praktyce? Dla mnie najbardziej przydatna była informacja zwrotna od uczestników i prowadzących. Na bieżąco wiedziałam, które z moich pomysłów się sprawdzają, a które lepiej pominąć. Niekiedy dyskusje przeciągały się do późna w nocy, czasem się wręcz kłóciliśmy, ale potem umysł jeszcze długo pracował na najwyższych obrotach. Teoria jest szalenie przydatna, lecz wszelkie rozwiązania najlepiej widać na konkretnym przykładzie, a gdy nad analizą tekstu skupia się jednocześnie kilka osób, efekty mogą być zaskakujące. Każdy ma inne spojrzenie, dostrzega aspekty, które mogą umknąć pozostałym. Dobrze jest wspólnie zajrzeć pod podszewkę fabuły, przyjrzeć się szwom i śladom po fastrygach, a nade wszystko odkryć intencje autora. Jest tylko jedno „ale”. Po takim doświadczeniu zmienia się nasz sposób czytania. Odtąd już zawsze jakaś część mózgu będzie patrzeć na tekst z boku i łapać pisarza za słówka :-).
PP: Na koniec, proszę nam zdradzić jakie ma Pani dalsze plany pisarskie?
Joanna Stoga: Mam nadzieję pisać dalej. Pracuję nad kolejnym pomysłem, ale jest za wcześnie, by o nim mówić.
PP: Bardzo dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki za kolejną książkę.