Wywiad z Joanną Wtulich
Fotografia z archiwum autorki
Pasja Pisania: Serdecznie gratulujemy wydania Pani pierwszej powieści „Ćma” , psychologicznego romansu, gdzie razem z bohaterką szukamy tego, co jest w życiu najważniejsze, o co warto walczyć, nawet gdy trzeba stracić wszystko. Książka zdobyła pierwsze miejsce w konkursie Wydawnictwa Inanna na powieść dla kobiet, czy trudno było zdecydować się na udział w konkursie, jaka była Pani droga od pisania do szuflady do publikacji książki?
Joanna Wtulich: Przygodę z pisaniem zaczęłam od udziału w warsztatach Pasja Pisania w 2018 roku. Pierwsza scena powieści powstała jako jedno z ćwiczeń warsztatowych. Jednak zdecydowanie romans to nie była moja bajka. Może powieść obyczajowa w pewnym stopniu tak, ale moje pierwsze małe sukcesy literackie związane były z opowiadaniami kryminalnymi, dzięki którym znalazłam się dwukrotnie (w 2018 i 2019 r.) na warsztatach organizowanych w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Dlatego początkowo nie brałam pod uwagę wzięcia udziału w konkursie, choć w zasadzie „Ćma” już wtedy leżała gotowa w szufladzie. Ośmielona kilkoma nagrodami w ogólnopolskich konkursach pisarskich i tym, że choć nie przepadam za fantastyką, to jedno z moich opowiadań o tematyce fantastycznej, znalazło się w antologii wydanej z okazji stulecia Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, postanowiłam jednak spróbować swoich sił też na tym polu. Jak widać opłacało się zaryzykować.
PP: Kto był Pani mistrzem do naśladowania?
Joanna Wtulich:Trzeba byłoby długo wymieniać. Z zawodu jestem polonistą, więc miałam okazję podpatrywać warsztat wielu mistrzów. Natomiast wzorem, oczywiście niedoścignionym, jest Olga Tokarczuk. Odkryłam ją na wiele lat przed tym, zanim została uhonorowana Nagrodą Nobla. Zanim nawet jej utwory stały się rozpoznawalne. Zaczarowała mnie książką „Prawiek i inne czasy” i tak zostało mi do dziś. To dla mnie absolutna mistrzyni opisu zwykłych ludzkich spraw i dnia codziennego, która wydaje się być tak blisko świata i człowieka, że chyba już bliżej nie można. Potrafi przy tym prostym językiem przekazać głębokie refleksje na temat świata i ludzi. Jak wspomniałam, to wzór niedościgniony.
PP: Jak wymyśliła Pani swoich bohaterów? Czy wzorowała się Pani na realnych osobach?
Joanna Wtulich: Swego czasu dużo podczytywałam kobiecych forów internetowych. Zafascynował mnie stereotyp kobiety, która jest niewierna. Ocenia się ją zazwyczaj jednoznacznie. Ale przecież za każdym czynem, nawet tym najbardziej potępianym, stoją jakieś motywacje, stoi człowiek, który coś w życiu przeżył. Może tragedię, może jakieś traumy. W pewnym sensie czerpałam więc pełnymi garściami z doświadczeń innych ludzi i ze swoich jako człowieka i kobiety, ale z drugiej strony nie wzorowałam się konkretnie na żadnej znanej mi osobie.
PP: Jak wygląda u Pani proces pisania powieści? Tworzy Pani najpierw jakiś szkic fabuły czy raczej pisze Pani „z głowy”?
Joanna Wtulich: Nie wyobrażam sobie, by nie zaplanować fabuły. Plan jest jak kręgosłup, wokół którego wszystko inne się nadbudowuje. Nie wyobrażam sobie też, by nie mieć notatek dotyczących bohaterów. W przypadku „Ćmy” część książki to notatki na temat głównej bohaterki, które tak mi się rozrosły, że postanowiłam je wpleść w tekst jako retrospekcje. To dało pełniejszy obraz motywacji i niejako uzasadniło, skąd się dorosła Ewa wzięła i jakie były jej wcześniejsze doświadczenia z męską połową populacji.
Owszem, czasem piszę spontanicznie, ale zaraz potem modyfikuję swój plan i sprawdzam, czy aby na pewno wszystko tu pasuje. Plan i notatki bardzo ułatwiają życie. Nawet jeśli zapomnę, jakiego koloru oczy miał kot bohatera, zawsze mogę zerknąć do takiej ściągi.
PP: Skąd czerpie Pani pomysły do swoich książek? Szuka ich Pani aktywnie czy może same przychodzą?
Joanna Wtulich: Słucham ludzi albo czytam na forach. Wiele moich tekstów, o ile nie wszystkie, wzięły się z tego słuchania właśnie. Człowiek jest niewyczerpanym źródłem inspiracji. Nawet nie trzeba specjalnie szukać, tylko uważnie słuchać. Każdy ma swoją narrację, swoją wersję świata i życia. Ludzie kochają opowiadać, a ja jestem od tego, żeby to zapisać i wyciągnąć z historii coś, co będzie przestrogą, nauką, drogowskazem dla innych.
PP: Jakie jest Pani doświadczenie – łatwiej zacząć czy skończyć pisanie, kiedy przestać poprawiać?
Joanna Wtulich: Są historie, wokół których krążę czasami wiele tygodni. Trudno mi zacząć. Ale są też takie, które w zasadzie zaczynam pod wpływem impulsu, za to nie zawsze potrafię je skończyć. Obecnie mam rozpoczęte dwie kompletnie różne opowieści. Do jednej z nich jeszcze nie dojrzałam. Daję więc sobie czas, żeby nie pisać na siłę. Natomiast przy pisaniu drugiej ze wspomnianych historii bawię się świetnie i mam nadzieję, że tak samo będą się bawić przy niej czytelnicy, bo być może zostanie wydana.
Tak samo jest ze sprawdzaniem i poprawianiem. Przychodzi moment, w którym mam dość. Nawet nie mam ochoty już przeczytać choćby jednego zdania. Wtedy kończę.
PP: Co było dla Pani najtrudniejsze w procesie pisania tej książki?
Joanna Wtulich: Największą trudność sprawiła mi główna bohaterka. Obawiałam się, jak czytelnicy zareagują na kogoś, kto łamie stereotyp Matki Polki. Kto nie jest cukierkowy i uczciwy, ale po prostu prawdziwy. Musiałam odpowiedzieć sama sobie na pytanie: czy chcę pisać prawdę o ludziach, czy udawać, że są ideałami. Wybrałam prawdę.
PP: Jaki Pani miała sposób na motywowanie się do pisania?
Joanna Wtulich: Od początku mam jedną motywację – spełniam marzenia. Zawsze chciałam pisać i studia trochę mi w tym przeszkodziły. Mając świadomość mistrzostwa innych i własnych ograniczeń, trudno jest powiedzieć sobie: pisz. Zawsze patrzę się na to, co napisałam z bardzo krytycznej perspektywy, a to nie pomaga.
PP: Uczestniczyła Pani w kursach kreatywnego pisania – jak ocenia Pani udział w takich warsztatach, czego można się nauczyć, co dają w praktyce?
Joanna Wtulich: Jest cała masa poradników dotyczących pisania, ale warsztaty mają nad nimi ogromną przewagę. Przede wszystkim udział w nich to kontakt z ludźmi, którzy znają się na pisaniu, kontakt z tymi, którzy sami piszą i sporo czytają, a więc to takie trochę zahartowanie się w boju. Dla mnie była to też okazja, żeby poznać ludzi, których twórczość znałam wcześniej z podręczników szkolnych. Generalnie muszę podkreślić, że zawsze zaskakiwało mnie, że nie ma wśród ludzi piszących żadnej zawiści, rywalizacji czy walki o czytelnika. Zawsze miałam szczęście do ludzi kochających książki i chętnie dzielących się swoją wiedzą i doświadczeniem. Nie tylko odnośnie warsztatu, ale też procesu wydawniczego. Takie wskazówki od doświadczonych trenerów są na wagę złota.
PP: Na koniec, proszę nam zdradzić jakie ma Pani dalsze plany pisarskie?
Joanna Wtulich: Oczywiście nie poprzestanę na „Ćmie”. Mam sporo pomysłów, kilka rozpoczętych fabuł, masę notatek. Problemem jest znalezienie czasu na pisanie, kiedy pracuje się na pełen etat, ale nie poddaje się i staram się każdego dnia napisać choć kilka słów. Nie wierzę w wenę, za to jestem zwolennikiem ciężkiej i systematycznej pracy. Poza tym jak wspomniałam, za jakiś czas ukaże się moja kolejna książka. W tej chwili wszystko jest na etapie planowania, ale mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie, by projekt doszedł do skutku. Można więc powiedzieć, że zaczynam się rozkręcać.
PP: Bardzo dziękujemy za wywiad i życzymy sukcesów na dalszej drodze pisarskiej.